piątek, 21 czerwca 2013

Part IV - Rue i Tresh

Rue i Tresh

IV

            Cisza. Wszędzie cisza. Widzę tylko oczy Tresha. Przypominam sobie wszystkie ostatnie chwile z nim spędzone. Przyjaciele. Tak można to nazwać. Gdy tak patrzyłam się mu w oczy, on ciągle był zły, a zarazem przestraszony. Powiedziałam szeptem po raz kolejny "Będzie dobrze..."
Wątpie, że krzepiło to go do walki, lecz mam chociaż małą nadzieje.
            Ochroniarze wpuszczają nas do pociągu, po czym mamy czas wolny. Siedzimy w ciszy, jedząc obiad. W pociągu było pięknie. Jedziemy jeden dzień, ale osobiście chciałabym jechać wieki. Wszystko się świeci, aż oczy bolą, ale lubię to. Tresh je i je, nie mogę się mu nadziwić gdzie to wszystko mieści, lecz w końcu idziemy na śmierć... Wciąż się boję, nie powinnam. Patrze się nieruchomo w stół. Myślę o wszystkim.
           Nasz mentor opowiada nam jak przeżyć Igrzyska. Mówię mu, że umiem chodzić po drzewach. Powiedział mi, że mam to wykorzystać. Poruszać się drogą wyższą niż ziemia- drzewa. Dla mnie to jest strategia, traciłam nadzieje, a teraz pojawiła się iskierka. Mentor zastanawia się nad Treshem, jaką ma mieć strategie. Wcinam mu się w zdanie:
-Tresh jest silny. Powiedziałam głośno.
-No i co w związku z tym ! Co ja im zrobię. Wolałbym być jak ty ! Szybka i skakająca po drzewach. Patrzył na mnie z oburzeniem.
-Ale spokojnie, damy radę. Ty Tresh nadajesz się na walkę wręcz. Mentor powiedział cicho i spokojnie.
Przyszło mi coś na myśl, powiedziałam to nie myśląc:
-Uczyłam Tresha chodzenia po drzewach, może da radę !
-Tak, ja i drzewa, i co jeszcze ! Tresh zaczął krzyczeć.
                       Jego oczy zrobiły się czerwone, zaczął dyszeć. Ja również źle się poczułam, zrobiło mi się okropnie przykro. Zaczęłam płakać. Gdy Tresh zobaczył gdy wybiegłam z wagonu, uspokoił się i zaczął mnie wołać mówiąc "Przepraszam, Rue, nie chciałem!.." Nie słuchałam go. Nie lubię tego typu zdarzeń, nie lubię w ogóle kłócić się. Stwierdziłam iż jestem na tyle głupia, że zdenerwowałam Tresha tuż przed Igrzyskami, a nie robiłam tego bardzo dawno. Kilka lat temu, zrobiłam mu psikusa, zostawiłam go samego w sadzie, myślał, że się zgubił, chociaż był blisko domu. Ale, nie, nie chce do tego wracać.
                  Wtuliłam się w poduszkę, udając że to ktoś z mojej rodziny. Chciałabym porozmawiać, lecz nie mam z kim. Tresh ciągle puka do mnie, mówiąc setki razy "Przepraszam". Nie chcę, żeby mnie widział w takim stanie. Zawsze starałam się, żeby mnie widział wesołą. W końcu otworzyłam mu, musiał sporo czekać.Przytulił mnie i powiedział po raz kolejny "Przepraszam, nie chciałem".
-Ale to moja wina! To ja powiedziałam głupstwo! Zaczęłam płakać.
-Nie, to ja powinienem być spokojny. Nie martw się będzie wszystko dobrze.
-Ale boję się, tęsknie.
Pierwszy raz powiedziałam mu, że się boję, że tęsknie. Nigdy mu tego nie mówiłam. Próbowałam być twarda. Tresh spojrzał się na mnie, zagryzł usta i powiedział:
- Wygrać może to jedna osoba, rozumiesz? Będziesz się starać jak możesz, by wygrać, tak samo jak ja. Jeżeli ty wygrasz, zajmiesz się naszymi rodzinami, a jeżeli ja, też się zajmę. Poprostu musisz się nie bać i iść do przodu.
Przytulił mnie mocno, jak nigdy dotąd, to było coś więcej nić przyjaźń. Czuliśmy się rodziną. Powiedział szeptem "Trzymaj się" pocałował mnie w czoło i poszedł do swojego wagonu.
                To co dziś się stało, odmieniło moje życie. Za chwilę mogę wszystko stracić, albo to wygrać. Mentor dał mi szanse, mogłabym wygrać, a Tresh podniósł mnie na duchu. Ja muszę zrobić to samo, gdyż chodzi smutny. Jestem coraz bardziej śpiąca, nic mi się nie chce. Ściągam buty i wślizguję się pod kołdrę.
                Zasypiając mam dwa słowa w głowie. Parada trybutów.