sobota, 2 listopada 2013

Dzięki ! :)

Dziękuję za 1000 wyświetleń !
Cieszę się, że ktoś mnie czyta ! :)

Naprawdę to mobilizuję do pracy.





Clove i Cato part VI

            Budzę się. Koło mnie leży Cato, tuli mnie, jak zawsze.Delikatnie ześlizguję się z łóżka, przykrywam go kołdrą i idę się kąpać. Szoruję się mocno, jak nigdy, jakbym była zła, a wcale nie jestem. Staram się ze względu na to co będzie uśmiechać się. Łatwo być złym, ciut trudniej być wesołym.
            Wybieram na "ciemniaka" naciski w prysznicu, wychodzi na to, że wybrałam żel o zapachu róży a inne kosmetyki o zapachu choiny, szyszki i rumianku. Nie były to zapachy piękne (oprócz róży), ale dało się przeżyć. Wodę miałam nastawioną na zmianę, raz gorąca raz zimna, żebym się rozbudziła. Szoruję mocno włosy, są twarde od lakieru. Czuję się bardziej naga niż dotychczas, bo mnie ogolili od stóp do głów. Jako "gwiazda" przed Igrzyskami muszę wyglądać pięknie. Dla nich to wstyd, a dla nas , dla ludzi z dystryktów, normalne. Nie zwracaliśmy uwagi na wygląd, nie mieliśmy na to czasu. 
           Gdy wycieram się, susze włosy widzę przez zamazane okienko, że Cato wstał. Akurat wychodził z mojego pokoju do swojego. Jego pokój jest kompletnie nie naruszony, bo śpi u mnie. U mnie nawet jest przyjemniej. Ściany mają kolor pomarańczowy, więc humor poprawiają. U niego wszystko jest szare lub białe. Jak dla faceta... bez serca ! 
             Otwieram szafę, wybieram byle jaką bluzkę i spodnie. Każde ubranie jest mięciutkie i czyste, aż chce się nosić. Zakładam kapcie i ruszam w stronę drzwi. Gdy weszłam na korytarz, była jak zawsze cisza. W jadalni stół był już naszykowany, pełen jedzenia. Burczało mi w brzuchu. Przyszłam jako pierwsza. Gdybym nie była taka głodna, zaczekałabym na Cato, albo innego "domownika", ale dziś mam to gdzieś, jako pierwsza na śmierć idzie jajecznica . Zjadłam potem bułkę, popiłam herbatą, gdy przyszedł mentor i zaczął coś mówić, że nie ładnie jeść, gdy nikogo nie ma przy stole. Nie odzywałam się, czekałam na Cato. Stuknęły drzwi, słyszałam kaszlnięcie. Cato uradowany jak nigdy wszedł do jadalni. Uśmiechnął się do mnie i zaczął prowadzić rozmowę z mentorem. Siedziałam cicho, czasami słuchałam co mój Cato mówi.
-Dzisiaj mamy pokaz przed publicznością. Powiedziałam. 
-No, więc musicie się pokazać z jak najlepszej strony. Parsknął mentor.
Wkurzyłam się, nie dość, że nam nie pomaga , nie daje wskazówek to jeszcze pyskuje.
-Słuchaj Dave, wiem, że jesteś naszym mentorem, ale bez przesady! Nie interesujesz się nami, widzę że chciałbyś być gdzie indziej. Nawet nie dasz nam żadnych wskazówek na pokaz przed publicznością, w końcu to oni mogą nas uratować. Jesteś okropnym mentorem.
              Siedziałam w ciszy, nie miałam zamiaru iść do pokoju. 
Nikt się nie odzywał, tylko Cato czasami na mnie patrzył miną " o co chodzi?" Gdy zjadłam, podziękowałam i poszłam do pokoju. 
Za chwilę przyszedł Cato.
-Dave powiedział, że mamy się wstawić na dole za godzinę.
-Aha. Powiedziałam cicho.
Cato podszedł przytulił mnie i spojrzał mi w oczy.
- O co chodzi?
- Po prostu miałam dość Dave'a , więc powiedziałam co myślę.
Spojrzał na mnie porozumiewawczo. Wiedział, że umiem tak robić, poniżać kogoś. 
-W końcu poniżyłaś dobrą osobę. Zaczął się śmiać.
Potem rozmawialiśmy na różnie rzeczy, śmialiśmy się do czasu kiedy zawołano nas, żebyśmy schodzili. 
Na samym dole musieliśmy iść w inne strony więc na pożegnanie, pocałowaliśmy się i poszliśmy w swoje strony.
                 Gdy weszłam do pokoju, czekał na mnie stylista. Powiedział, że mam bardzo ładnie wyglądać, pięknie się prezentować. Ubrał mnie w średniej długości sukienkę, pomalował usta błyszczykiem, upiął ładnie włosy i kazał iść. Gdy doszłam do kolejki, było już sporo dystryktów. 
Wszyscy stali w ciszy, no może jedna para cicho rozmawiała. Po chwili przyszedł Cato i rozmawialiśmy również cicho o wszystkim.
                Weszłam na scene. Wszyscy biją brawa, ale dobrze mi z tym . Uśmiecham się szeroko, obracam się w koło i siadam. Ceaser Flickerman do zakręcony gość, strasznie śmieszny, miły. W koncu taka jego praca. Pytał się prostych rzeczy, typu czy mam siostrę, czy podoba mi się w Kapitolu, czy jedzenie mi smakuję. Na pytania odpowiadałam szybko, ale często dawałam żarcik, żeby wszyscy się śmiali. Chyba dobrze mi poszło.
                Gdy zeszłam ze sceny czekałam na Cato. Jego występ był równie dobry jak mój, nawet lepszy. Nawet powiedział, ze kocha pewną dziewczynę. Spojrzał się na kamerę , tak jakby patrzył na mnie. Wiedziałam, że to ja. Było mi bardzo miło.
              Po występie, jest czas wolny. Gdy byliśmy już w windzie, trzymaliśmy się za ręcę. Poszliśmy od razu do pokoju po czym ja się wykąpałam, a Cato się przebrał. Zjedliśmy kolację w pokoju. Następną noc spędzamy tak samo, razem przytuleni. Jutro igrzyska.

piątek, 1 listopada 2013

Jutro

Jutro postaram się wstawić dalszą część :)
Bo dziś akurat rysowałam portret więc duszo czasu mi to zajęło.

Myślę, że tak za 4 części będzie koniec z Clove.
 5 część będzie myślą Cato, bo to on zostanie sam.
Potem zacznę kontynuować Rue i Tresha, również Igrzyska. Czyli też coś w podobie będzie części.

A teraz wysyłam wam muzyczkę, przy której piszę opowiadania :)

Pozdrawiam czytelników :)

środa, 30 października 2013

Cato i Clove part V

               W końcu jest południe, powoli trzeba się przebierać. Stylista dał nam złote stroje. Takie jakby z czasów rzymskich. Gdy zobaczyliśmy, ciut się śmialiśmy. Ale potem była czysta powaga.
W końcu to ważne, widzowie - kapitolyńczycy, w końcu będą nas wspomagać jeżeli spodobamy się nim. Gdy przebrałam się podeszłam do Cato , z poważną miną:
-I jak wyglądam panie Cato ? Mówiąc to zaczynałam sie śmiać.
-Hahaha, pięknie. Śmiał się do rozpuku.
Przez okno świeciło słońce, więc te metalowe "zbroje" zaczęły się robić coraz cieplejsze. Zaczęliśmy się gotować. Zasłoniliśmy okna i wyszliśmy.
                     Zjechaliśmy windą na sam dół. To były tylko dwa piętra. Musieliśmy troszkę iść w prawo i byliśmy na miejscu. Rydwany były już przygotowane. Przyszliśmy jako pierwsi.
Było tam chłodno. Na szczęście. Gdy chcieliśmy iść, dopiero zrozumieliśmy, że trzymamy się za ręce. One są tak do siebie podobne, tak do siebie pasują, że już nie czujemy, że trzymamy się za ręcę. Dobrze mieć taką dłoń, taką osobę. Ostatni raz przytuliliśmy się, staliśmy przy styliście rozmawiając o bzdurach.
                   Z czasem zeszły się wszystkie dystrykty. Na przeciwko nas akurat była dwunastka. Dlaczego ? Niestety rydwany były ułożone w ogon, czyli my byliśmy pierwsi, a rydwanów było 12, był zawijas, więc rydwan dwunastki był obok nas. Gdy zobaczyłam ich szturchnęłam Cato. Zobaczył ich, zrozumiał co mam na myśli. Założyliśmy ręce na pierś groźnie przyglądając się nim. Gdy się zorientowali,spojrzeli się na nas i za chwile zbyli. Bali się nas, a nawet jeśli nie, my wiedzieliśmy że mają uprzedzenie do nas. My mamy już swą taktykę. Zamierzaliśmy przestraszyć większość trybutów. W sumie, to zaprzyjaźniliśmy się już z jedynką. Również zawodowcy. Glimmer, słodka blondyneczka, która groźnie wygląda. Marvel- ciut przygłupi, ale umie władać dobrze mieczem.
Musimy mieć jakieś przymierze, zabijać grupowo.
                  Prezydent Snow zaczął mówić. Nie lubię tego typa, nawet jeśli jestem w 2 dystrykcie. Wiem, że to przez niego są te igrzyska i przez niego tyle umiera dzieci. To nie logiczne. W sumie... Chce pokazać , że ma władzę.
Gdy kończy mowę , konie startują, rydwany zaczynają się poruszać. Puściliśmy ręce spojrzeliśmy się na siebie, potem w przód i jechaliśmy.
Kapitolyńczycy strasznie się ubierają. Faceci na różowo, z fioletowymi włosami, z kontrowersyjnymi ubraniami. Każdy człowiek wygląda jak ufo. Jak nastolatek. Nawet my bardziej mamy porysowaną twarz niż oni. Gdy jechaliśmy bili nam brawa, ale my patrzyliśmy się głęboko w dal. Za chwle słyszymy piski i wrzaski. To dwunastka jedzie. Katniss i jej kolega mają strój a na nim ogień. Zapowiadają się nieźle. Cato mnie rozumie jak do niego szepczę.
-Będzie się trzeba ich pozbyć.
                     Po pokazie, wróciliśmy do pokojów. Wykąpaliśmy się na kolacje. Znów jedliśmy w ciszy. Czasami mój stylista rozmawiał z stylistką Cato to wszystko. Mentor siedział cicho. Nawet nie obchodziło go jak po pokazie. Mieliśmy go dość.
Tym razem Cato poszedł pierwszy. Ja jeszcze zjadłam ciasto, wypiłam herbatę i zaczęłam się zbierać. Ta noc zapowiadała się jak tamta. Nie chcieliśmy aby noc była samotna. W końcu po jutrze idziemy na wojne. Możemy umrzeć.
                    Gdy usiadłam na fotelu, zaczęłam głaskać miękkie przescieradło. Było piękne w dotyku, tak można to nazwać. Jakbym dotykała chmury. W tej chwili zaczęłam myśleć o domu. O rodzicach, którzy jako ostatni się dowiedzieli o mojej chęci bycia trybutem. Zamknęłam oczy, skupiłam wszystkie zmysły. Poczułam zapach świeżego chleba, który Cato przyniósł. "Starczy wam na cały tydzień!" Pamiętam jak to mówił. Kiedy nie wiedzieliśmy o swoich uczuciach, uśmiechał się do mnie, jakby słońce się budziło. Dawało to tak dużo energii.
                     Otworzyłam oczy, obok mnie leżał Cato, uśmiechał się, podparty łokciem .
-Widziałaś siebie w lustrze? Parskął.
-Czy to ma być obraźliwe? Zaniepokoiłam się.
-Nieee. Zaczął się śmiać.
Musnął mi nos. Miałam bitą śmietanę z ciastka na nosie.
- Dobra ta śmietana. Zaczął mówić mlaćkając.
Przez jakiś czas siedziałam i patrzyłam się na niego. Chwilę później, przybliżył się do mnie, musnął jego usta o moje. Jego pocałunek był delikatny, ale zarazem mocny. Z czasem zmieniły się w coraz szybsze, jakbyśmy nie chcieli się stracić. Oderwałam się od niego mówiąc:
-Po jutrze idziemy na arene. Spojrzałam się smutno.
Uśmiechnął się szeroko, tak jak lubię, i powiedział:
-Na razie nie myśl o tym.
Zdziwiłam się jego odpowiedzią.
-To mnie nie pociesza. Powiedziałam ironicznie.
Przyłożył swoją dłoń do mojego policzka i powiedział cicho:
- A to cię pocieszy?
Zaczął mnie całować, znów. Ale tak jak nigdy. Delikatnie, ale łapczywie. Zorientowałam się, że leże na nim. Przytuliłam się do niego. Był taki ciepły. Będę tęsknić za tym ciepłem.

wtorek, 29 października 2013

Clove i Cato part IV

                   Jestem na arenie. Otwieram oczy a koło mnie pełno zabitych osób. Spoglądam na moje ręce. Trzymam w nich dwa noże. Zaczynam krzyczeć, rzucam noże na ziemie. Obok mnie jest pełno dzieci we krwi. To ja je zabiłam ? Czy to ja ? Bum. Huk armaty. Z daleka widzę jak Cato pada na ziemie, a koło niego stoi Katniss, ta z 12. Zadźgała go.
-Cato ! Krzyczę, biegnąc do niego.
On umrze, zostanę sama na arenie. Muszę go pomścić... Gdy dobiegam do niego Katniss już uciekła, a ja klękam i zaczynam się na niego patrzeć. Cały zakrwawiony otwiera oczy i mówi.
-Clove, ja umieram.
Miałam łzy w oczach, ale starałam się je stłumić.
-Nie nie możesz, nie pozwalam ci, nie zostawisz mnie. Zaczęłam krzyczeć.
W tej chwili poleciała mu krew z ust i jego ostatnimi słowami do mnie było:
-Kocham cię Clove.
Potem stracił oddech. Poczułam jak mdleje, ale za chwile ktoś zaczyna szturchać mnie po barku strasznie mocno. Przeszywający ból. Nagle czuję, że zamykają mi się oczy, czuję się jak zapadam się pod ziemię. To Katniss, zabiła mnie.
                   -Clove? Clove ?! Wszystko okej ? Cato szturchnął ją.
Budzę się. Jestem cała spocona . Tak, to był tylko sen. Wszystko było fikcją. Ten koszmar był zadziwiająco realistyczny. Otwieram powieki, nade mną Cato, jego oczy wydawały się zmęczone, zaniepokojone.Dotknął mojego policzka.
-Tak wszystko okej. Po prostu miałam strasznie realistyczny sen. Śniło mi się, że Katniss zabiła ciebie. Widziałam jak umierasz. A potem mnie, czułam jak zapadałam się pod ziemie. Powiedziałam.
Jego oczy dostały błysku w oku.
-Katniss ? Nadal nie pamiętał kto to.
-No ta z dwunastki. Powiedziałam ziewając.
-Clove, ona nie jest niebezpieczna. Ale rozumiem, to był straszny . Też nie chciałbym widzieć jak cię tracę. To byłoby straszne.
Nic nie powiedziałam. Usiadłam spojrzałam się na niego i zaczęły mi płynąć łzy.
Przytulił mnie. Nigdy nie czułam się tak źle. Nawet jeśli mnie miłość życia, czułam że i tak go stracę na zawsze. Nie mogę tego przyjąć.
Płacz znika kiedy delikatnie muska jego usta o moje. Ciepłe, słodkie, delikatne. Właśnie teraz czułam się jak w niebie. Chwilę temu było inaczej, jego dotyk zmienił rzeczywistość. Mogłabym tak wieki. Być z Cato. Rozmawiać, śmiać się, bawić się, przytulać. Ale tak nie będzie.
                     Gdy przyszła pora na śniadanie usiedliśmy wszyscy z całą ekipą. Śniadanie trwało w ciszy. Jak nigdy. Czasami z Cato patrzyliśmy się na siebie. Jakbyśmy nie chcieli tracić ani chwili.
Ten czas , trwa krótko. Niestety. Czuję się okropnie. Wypijam ostatnie łyki herbaty i idę do pokoju się przebrać.
                     Nie ma moich ciuchów z dystryktu, wygodnych znoszonych, nawet jeśli brudnych. Zakładam czarną haftowaną koszulę i granatowe leginnsy. Dziś wieczorem będzie pokaz rydwanów.
Będę musiała porozmawiać ze stylistą.
                      Za chwilę Cato przychodzi, uśmiecha się do mnie, a za chwilę całuję. Zamykamy drzwi na klucz. Chciałabym, żeby ta chwila pocałunku, trwała wiecznie...

Tak ciut głupio

Znów powóciłam..
Prawie ten blog porzuciłam, bo byłam znów w szpitalu na następnej operacji.
Dowiedziałam sie kto jest prawdziwym przyjacielem.
Ze względu na to , że mam bardzo dużo nauki i dużo rzeczy do nadrobienia, mam mało czasu na blogowanie, ale dziś naszła mnie wena zeby tu napisać.
Mam nadzieje pisac dalej o Rue i Treshu, Clove i Cato.
Tylko prze studiuje i zaczne pisać :)
Jak skończę te dwa, zaczynam nowy, dłuższy, o wiele dłuższy fanficion.
Już mam plan i będę chciała go urzeczywistnić.

Myślę, że nawet dziś jeszcze coś napiszę.
A teraz zapraszam na bloga o moim codziennym życiu KLIK


xx

czwartek, 22 sierpnia 2013

Powrót.

         Witajcie. Przepraszam, że nic nie pisałam, ale przez te wakacje byłam zajęta. Straciłam wene, podpadłam psychicznie, taka mała depresja .. Ogólnie, w te wakacje zmieniłam się, i jak widzę wena do mnie powoli wraca, bo od pewnego czasu nie miałam jej. Możecie zauważyć, że inaczej piszę, bo wzbogaciłam się w różne zdania, hmmm - przeczytałam w czasie wakacji sporo książek, o to mi właśnie chodzi :)
         Nawet nie wiem czy zmienić tematykę bloga, tylko nie wiem czy będzie miało czytelników. Tylko jak narazie, nie wiem jak go zmienić. Może jakieś sugestie? Mogłabym pisać spostrzeżenia na świat, moglibyście podawać mi tytuły książek, filmów, utworów, byle czego, a ja mogłabym podzielić się z wami moją opinią. Może być dziwna, bo od pewnego czasu zwracam uwagę na rzeczy małe, a raczej takie, które ludzie nie postrzegają :) Piszcie w komentarzach sugestie, linki do filmów i różnych innych. A teraz zostawiam was z moim Jace'em :D

piątek, 21 czerwca 2013

Part IV - Rue i Tresh

Rue i Tresh

IV

            Cisza. Wszędzie cisza. Widzę tylko oczy Tresha. Przypominam sobie wszystkie ostatnie chwile z nim spędzone. Przyjaciele. Tak można to nazwać. Gdy tak patrzyłam się mu w oczy, on ciągle był zły, a zarazem przestraszony. Powiedziałam szeptem po raz kolejny "Będzie dobrze..."
Wątpie, że krzepiło to go do walki, lecz mam chociaż małą nadzieje.
            Ochroniarze wpuszczają nas do pociągu, po czym mamy czas wolny. Siedzimy w ciszy, jedząc obiad. W pociągu było pięknie. Jedziemy jeden dzień, ale osobiście chciałabym jechać wieki. Wszystko się świeci, aż oczy bolą, ale lubię to. Tresh je i je, nie mogę się mu nadziwić gdzie to wszystko mieści, lecz w końcu idziemy na śmierć... Wciąż się boję, nie powinnam. Patrze się nieruchomo w stół. Myślę o wszystkim.
           Nasz mentor opowiada nam jak przeżyć Igrzyska. Mówię mu, że umiem chodzić po drzewach. Powiedział mi, że mam to wykorzystać. Poruszać się drogą wyższą niż ziemia- drzewa. Dla mnie to jest strategia, traciłam nadzieje, a teraz pojawiła się iskierka. Mentor zastanawia się nad Treshem, jaką ma mieć strategie. Wcinam mu się w zdanie:
-Tresh jest silny. Powiedziałam głośno.
-No i co w związku z tym ! Co ja im zrobię. Wolałbym być jak ty ! Szybka i skakająca po drzewach. Patrzył na mnie z oburzeniem.
-Ale spokojnie, damy radę. Ty Tresh nadajesz się na walkę wręcz. Mentor powiedział cicho i spokojnie.
Przyszło mi coś na myśl, powiedziałam to nie myśląc:
-Uczyłam Tresha chodzenia po drzewach, może da radę !
-Tak, ja i drzewa, i co jeszcze ! Tresh zaczął krzyczeć.
                       Jego oczy zrobiły się czerwone, zaczął dyszeć. Ja również źle się poczułam, zrobiło mi się okropnie przykro. Zaczęłam płakać. Gdy Tresh zobaczył gdy wybiegłam z wagonu, uspokoił się i zaczął mnie wołać mówiąc "Przepraszam, Rue, nie chciałem!.." Nie słuchałam go. Nie lubię tego typu zdarzeń, nie lubię w ogóle kłócić się. Stwierdziłam iż jestem na tyle głupia, że zdenerwowałam Tresha tuż przed Igrzyskami, a nie robiłam tego bardzo dawno. Kilka lat temu, zrobiłam mu psikusa, zostawiłam go samego w sadzie, myślał, że się zgubił, chociaż był blisko domu. Ale, nie, nie chce do tego wracać.
                  Wtuliłam się w poduszkę, udając że to ktoś z mojej rodziny. Chciałabym porozmawiać, lecz nie mam z kim. Tresh ciągle puka do mnie, mówiąc setki razy "Przepraszam". Nie chcę, żeby mnie widział w takim stanie. Zawsze starałam się, żeby mnie widział wesołą. W końcu otworzyłam mu, musiał sporo czekać.Przytulił mnie i powiedział po raz kolejny "Przepraszam, nie chciałem".
-Ale to moja wina! To ja powiedziałam głupstwo! Zaczęłam płakać.
-Nie, to ja powinienem być spokojny. Nie martw się będzie wszystko dobrze.
-Ale boję się, tęsknie.
Pierwszy raz powiedziałam mu, że się boję, że tęsknie. Nigdy mu tego nie mówiłam. Próbowałam być twarda. Tresh spojrzał się na mnie, zagryzł usta i powiedział:
- Wygrać może to jedna osoba, rozumiesz? Będziesz się starać jak możesz, by wygrać, tak samo jak ja. Jeżeli ty wygrasz, zajmiesz się naszymi rodzinami, a jeżeli ja, też się zajmę. Poprostu musisz się nie bać i iść do przodu.
Przytulił mnie mocno, jak nigdy dotąd, to było coś więcej nić przyjaźń. Czuliśmy się rodziną. Powiedział szeptem "Trzymaj się" pocałował mnie w czoło i poszedł do swojego wagonu.
                To co dziś się stało, odmieniło moje życie. Za chwilę mogę wszystko stracić, albo to wygrać. Mentor dał mi szanse, mogłabym wygrać, a Tresh podniósł mnie na duchu. Ja muszę zrobić to samo, gdyż chodzi smutny. Jestem coraz bardziej śpiąca, nic mi się nie chce. Ściągam buty i wślizguję się pod kołdrę.
                Zasypiając mam dwa słowa w głowie. Parada trybutów.

poniedziałek, 27 maja 2013

Przerwa

Cześć!

          Przez ten tydzień niestety nic nie będę pisać, gdyż wyjeżdżam. Wracam w niedziele 02.06.13. 
Jak wrócę postaram się więcej pisać, teraz nie miałam za dużo czasu, bo miałam pełno sprawdzianów. 
Pozdrawiam ! :)

poniedziałek, 20 maja 2013

Cato i Clove part III

Clove i Cato

III

                 "Zawodowcy". Tak nas nazywają, gdyż sami się zgłosiliśmy. Patrzę po raz kolejny kawałek programu, w którym się zgłaszam. Wyszłam na jakąś idiotkę. Wiedziałam, że Cato zgłosi się również, lecz gdy się zgłosił, zauważyłam przerażenie i łzy w mych oczach. Czuję to do teraz, lecz pociesza mnie Cato, umięśniony lecz delikatny Cato. Siedzimy na fotelu przytulając się do siebie. Nie chcieliśmy tracić ani chwili, chcieliśmy ten czas spędzić ze sobą. Przypominam sobie, że zamienimy się w krótkiej przyszłości w maszyny do zabijania. Ta okropna myśl, prawdziwa myśl, obudziła mnie. Odepchnęłam Cato po czym powiedziałam z uśmiechem:
- Chociaż mamy tutaj pyszne pożywienie i luksus!
- Chociaż to, chociaż to mamy. Uśmiechnął się po czym wstał i wziął kęsa kurczaka.
- Masz jakąś taktykę zabijania? Powiedziałam bezmyślnie. Gdy zgłosiliśmy się jako trybuci, wiemy że jedno z nas zginie, więc słowo śmierć jest dla nas normalne.
- Zamierzam założyć sojusz. Z tobą oczywiście i innymi "zawodowcami". Jak widziałem, w jednym dystrykcie jeszcze się zgłosili.
-A ta z dwunastki ? Ona też się zgłosiła. Może być dobra.
- Ona się zgłosiła, to był nagły przypadek. Powiedział śmiejąc się.
               Uwielbiam Cato, gdy się uśmiecha. Uwielbiam gdy mówi z pełnymi ustami. Jego ciężki głos zdaje się na jeszcze grubszy. Dlaczego, musi się to tak zakończyć ? Przecież wiemy, że jedno z nas zginie, albo nawet zginiemy oboje. Dlaczego myślę o takich rzeczach? Powinnam cieszyć się chwilą, chwilą którą spędzam z Cato.
                 Myślę tak już cały dzień, tylko czasami "budzą" mnie silne ramiona Cato, albo jego usta, gdy całuję mnie w czoło. Gdy zbliżał się wieczór, kazali nam iść do osobnych pokoi, lecz nie słuchalismy się- spędzaliśmy noc razem. W dzisiejszą noc buziaków nie zabrakło. To chyba była noc, której nie zapomne. Siedzieliśmy w oknie przytuleni. Co jakiś czas Cato całował mnie. Było pięknie.
Jutro jest prezentacja z rydwanami. Coraz bliżej Igrzysk. Coraz bliżej koniec.

wtorek, 14 maja 2013

Part III- Rue i Tresh

Rue i Tresh

III

              Jest już rano. Pozwalam sobie dzisiaj na dłuższe spanie. Nikt dzisiaj nie ma zamiaru tak wcześnie wstać. Nikt nie jest w nastroju, przecież dziś są dożynki. Dziś nawet nie chce mi się wyjść na dwór. Wolałabym siedzieć w domu, w ciszy, samotnie. Każdy dziś rozmyśla, ja również. Moja mama jak zwykle śpiewa pod nosem, lecz dziś inne smutniejsze piosenki. Boję się, że jeśli zostane wybrana, stracę wszystko, Tresha, moich braci, rodzinę. 
              W końcu wstałam, nie lubię długo leżeć po spaniu. Dziś muszę się wyszorować, rozczesać moje okropne kołtuny, pozdrapywać brud z pod długich paznokci i założyć białą sukienkę wraz z jasnymi bucikami. Lakierowe buciki. Należały do mojej mamy, gdy była mała. Uwielbiałam je, były takie wygodne. Gdy przygotowałam się, czas było na rozmyślanie. Mnie to się nie dotyczyło. Ja nadużyłam limit rozmyślania. Jeżeli wybraliby mnie, to prędzej umarłabym psychicznie, niż ktoś zadźga mnie nożem.
              Jestem już przed placem, gdy nagle podbiega do mnie Tresh. Przytula mnie. Czuje jego drżące mięśnie. On też się boi, że zostanie wylosowany. A co jeśli to on zostanie wylosowany ? Z kim będę się codziennie widywać ? Do kogo będę się przytulać na pożegnanie ? To pytania, które sobie zadaję od początku tygodnia. Nie przeżyłabym tego. Wzdrygam się na tą myśl, po czym mówię do Tresha:
-Będzie dobrze. Pokiwałam głową.
-Wiem, ale ... boję się. W jego oczach były łzy.
            Oboje przeczuwaliśmy, że coś dziś się stanie. Wiedzieliśmy, że będziemy zdani tylko na siebie. Wiedzieliśmy, że za niedługo nasze życie straci sens. Będziemy walczyć na śmierć i życie, a oglądać będą to okropni kapitolończycy, których szczerze nienawidzę. Uważają to za zabawę, stawiają na nas, jak na jakiś meczach. Jeżeli miałabym odwagę i taką możliwość, zabiłabym ich.
              Stajemy w grupkach, dziewczynki po lewej, chłopcy po prawej. Z przodu najmłodsi, z tyłu najstarsi. Stałam w pierwszym rzędzie, a Tresh w piątym. Nastała cisza, przyszedł burmistrz i Anasthasia- kobieta, która wyłowywała trybutów. Po niej przyszedł mentor Justin. Starszy facet z długimi czarnymi włosami. Gdy wszyscy usiedli, burmistrz wstał i powiedział nam dlaczego tu jesteśmy. Jego też nudziło, lecz starał się to ukryć. Nie dziwię mu się, jeżeli jest z bogatej rodziny i nigdy nie został wylosowany. Potem podeszła Anasthasia i zaczęła losować karteczkę dziewczyn. Nastała głucha cisza. Słyszałam jak oddychałam. Spokojnie, wolno. Aż za wolno. Usłyszałam w końcu rozdarcie karteczki. W końcu powiedziała "Rue...." Gdy usłyszałam moje imię, jakby ogłupiałam, ogłuchnęłam. Nic nie słyszałam. Spojrzałam się na Tresha. Miał łzy w oczach ale pokazał mi pięść- oznaczało to, żebym się trzymała. Poszłam w strone schodków. Kręciło mi się w głowie, ale musiałam iść. Stałam na środku nie odzywając się. Widziałam moją mamę i tatę, płaczących. Tęsknię już za nimi. Tęsknie za ich ciepłymi rękoma, za ciepłym, ale małym domem. Tęsknie. Miałam ciągle zamknięte oczy. Po chwili usłyszałam imię Tresh. Tymbardziej zatkało mnie, miałam oczy pełne łez. To był najgorszy dzień w moim krótkim życiu.
            Zostałam wylosowana. Tresh też. Czułam się okropnie. Dopiero obudziły mnie piski Anasthasi. Prosiła nas, żebyśmy podali sobie dłonie. Woleliśmy się przytulić, lecz nie zrobiliśmy tego. Kapitolyńczycy uważaliby nas za jakiś kochanków, a tego nie chcemy.
          Po tym krótkim geście, spojrzeliśmy sobie w oczy, mówiąc szeptem "Będzie dobrze..."
Życie. Życie, tak szybko się kończy.

czwartek, 9 maja 2013

Opowiadanie o Cato i Clove- Part II

Cato i Clove

II

            Nadszedł ten dzień. Dzień dożynek. Dzień, w którym zgłoszę się z Clato na ochotnika do Igrzysk. Byłam gotowa. Czułam jak rozpierają mnie emocje. W pewnej chwili pomyślałam sobie: ,,A co jeśli nie wygram? Stracę wtedy Clato i moją rodzinę na zawsze.” Na szczęście moje myśli przerwała mama, która przyniosła mi piękną sukienkę. Ubrałam się, uczesałam.

- Jesteś piękna kochanie – powiedziała.

- Dziękuję – odrzekłam. Poszłam spotkać Clato przy jego domu.

- Chodźmy – powiedział. Chwyciliśmy się za ręce i poszliśmy na dożynki.

- Zobaczymy się później – rzekł po czym mnie pocałował i odszedł. Serce podeszło mi do gardła. Bałam się. Bałam się, że się nie uda. Wtem usłyszałam słowa przed wylosowaniem dziewcząt przez naszego mentora, Raymunda. Zaczekałam na najcichszy moment i kilka sekund przed przeczytaniem nazwiska krzyknęłam:

- Zgłaszam się na ochotnika! Chcę być trybutem!

Wszyscy się na mnie patrzyli. Weszłam na podest. Widziałam moich rodziców, widziałam jak mojej mamie chce się płakać. Uśmiechnęłam się do nich i wyszeptałam: ,,Będzie dobrze…”. Musi być dobrze. Potem miało się odbyć losowanie wśród chłopców. Tak samo jak ja, kilka sekund przed przeczytaniem nazwiska zgłosił się Cato:

- Chcę zostać trybutem!

         Widziałam zapłakane twarze jego rodziców. Jego twarz wyrażała wiele uczuć: strach, pewność, radość i na końcu smutek. Byłam pewna, że tak jak ja bał się, co będzie gdy nie wygramy, gdy wszystko stracimy, stracimy siebie...

środa, 8 maja 2013

Part II - Rue i Tresh.

Rue i Tresh

II

              Igrzyska. Wylosowali mnie. Nikt za mnie się nie zgłosił. Tresh nie mógł, jest chłopakiem. Za chwilę Tresh zostaje wylosowany. On też, on też będzie walczył, zabijemy się nawzajem ? Zaczęłam płakać. Nagle usłyszałam głośny krzyk.
-Rueeeee! Wstawaj już ! Krzyczał mój brat.
To był tylko sen, wszystko dobrze- powtarzałam w myślach. Miałam strach w oczach, ten ranek nie był jednym z najlepszych. Staram się nie myśleć o igrzyskach. Jest tyle dzieci w dystrykcie, i to mnie wylosują? Jest to możliwe, lecz nie pewne. Nie gdybam, bo jeszcze coś zapowiem. Jeżeli wylosowany byłby mój brat, weszłabym za niego. Mam tyle samo lat co on, lecz jestem sprawniejsza, więcej przeżyłam. To ja pracuję. Pomagam mamie jak mogę, jak i również rodzicom Tresha, czasami dostarczam im trochę owoców. Staram się jak mogę, próbuję nie myśleć o tym. Dzisiaj wolny dzień, czas pozwiedzać nowe drzewa. Uwielbiam się wspinać jak najwyżej. Sztuką jest wspinanie się po cichu i sprytnie, uczę się tego- idzie mi coraz lepiej. Tresh też próbuję, dla mnie, żebym nie chodziła ciągle smutna. Każdy mi mówi, że w uśmiechu mi do twarzy. Jak narazie nie mam się z czego uśmiechać. No może są chwile gdy się uśmiecham- gdy widzę moją mamę uśmiechniętą, Tresha mojego przyjaciela i małe dzieciaki, które biegają- przypominają mi jak ja byłam taka mała, jak było beztrosko. 
            Dzisiaj tatuś przyniósł nam świeże bułeczki na śniadanie. Pachniały przepięknie. Zawsze były na jakieś święta, lub urodziny, ale akurat dzisiaj nie było jakiegoś specjalnego dnia. Ucieszyłam się, z chęcią zjadłam swój kawałek. 
-Z jakiej okazji przyniosłeś nam pyszne bułki ? Powiedziałam z pełnymi ustami.
- Rue! Z pełnymi ustami się nie mówi ! Powiedziała mama.    Słyszę to bardzo często, więc nie stresowałam się tym. 
- Mój znajomy miał na ubytku, to mi dał. Powiedział ucieszony.
-To bardzo miło z jego strony. Powiedziała mama.
             Gdy mamy w domu chleb, jesteśmy bardzo weseli gdyż bardzo rzadko go jadamy. Mam dwanaście lat a w swoim życiu jadłam go z 10 razy. Ma piękny zapach, trudno się oprzeć. 
           Jak zjadłam podziękowałam i poszłam się przebrać. Moje szorty i podziurawiona bluzka- uwielbiam ten wygodny strój, chociaż mam tylko ten. Wyszłam z domu i pobiegłam w stronę domku Tresha. Był malutki, aż dziwię się że cała rodzina się tam pomieściła. Zapukałam.
-Tresh? Idziesz się po wspinać ?
-Jasne ! Tylko się ubiorę. Powiedział otwierając mi drzwi.
Jak na mały domek, było tam dużo miejsca, trzy łóżka z drewna i mała łazieneczka. 
-To gdzie idziemy? Powiedział zakładając bluzkę.
- Na drzew, których nie znam. Trzeba coś pozwiedzać przed dożynkami. To już jutro. Uśmiechnęłam się, lecz po chwili przestałam, gdyż nie powiedziałam coś miłego. W końcu to dożynki.
-No dobra, to idziemy.
           Pustka w naszym dystrykcie. Jak na razie wszyscy  śpią, albo pracują. My mamy wolne, na szczęście. Poszliśmy w głąb sadu, tam gdzie nigdy nie chodziliśmy. Przeszliśmy koło znajomych pracowników, przywitaliśmy się przyjaźnie, chociaż zdawaliśmy sobie, że już jutro ktoś z nas będzie na igrzyskach. Dziś, już ludzie nie śmiali się, gdy zbierali owoce. Stali cicho zrywając owoc po owocu. Każdy rozmyśla- A jeżeli będę to ja ? A jeżeli będzie to moja córka ? A jeżeli będzie to mój syn ? To moje pierwsze w życiu dożynki, więc nie wiem jak tam jest. Oczywiście oglądałam je w starym telewizorze, lecz to nie to samo. Boje się.
          Doszliśmy do największego drzewa, które widziałam, Liście były duże a gałęzie grube i twarde.
-To tu chcę się dziś wspiąć. Powiedziałam śmiejąc się.
Tresh zdziwił się, że chce wejść na takie wysokie drzewo, lecz i tak spodziewał się tego.
-No dobra, dasz radę.
-Na pewno dam radę! Krzyknęłam uśmiechając się.
          Wspięłam się. Dałam radę. Trudno było, ale jest pięknie. Czuję jakbym dotykała chmur, jestem tak wysoko. Widzę z daleka cały dystrykt a za nim same pola. A co jest za polami ? Następne dystrykty- pomyślałam. A jak tam jest? Może to tam jest lepiej, żyję się im lepiej. Mają zawsze pokarm i nie mają aż tak ostrych strażników. Rozmyślałam tak cały dzień, a w oddali słyszałam kosogłosy. To Tresh wszedł na niższe drzewo i śpiewa. Robiło się ciemno, zeszłam kierowałam się w stronę domu. Tresh też mnie dogonił. Szliśmy w ciszy. Wiedzieliśmy, że dożynki się zbliżają. Przytuliliśmy się na pożegnanie. 
           Zjadłam w ciszy kolacje. Myślałam o wszystkim. A jeżeli to zostanę ja wylosowana ? Nie wiem co zrobię. Miałam łzy w oczach. Położyłam się, otuliłam kocem. To już jutro. Jutro losowanie...

wtorek, 7 maja 2013

Opowiadanie o Clato i Clove


Clato i Clove

I

             Codziennie wcześnie wstać, nie poddawać się, walczyć. To były moje zadania, których trzymałam się zawsze. Przemywam twarz postanawiając: Zostanę trybutem. Zostanę ochotnikiem. Tyle ćwiczyłam, żeby w końcu to wygrać i dać pieniądze rodzicom. Czułam się z tym faktem okropnie, lecz uczyłam się od dziecka zabijać. Jak miło wspominać, jak byłam mała razem z Clato walczyliśmy na długie kości. Chciałabym wrócić do tych czasów. Było beztrosko i byłam zawsze zadowolona. Nie czułam, że rodzice mnie potrzebują. Gdy stałam się doroślejsza, zobaczyłam, że jest coraz gorzej, chociaż do Dystrykt 2. Nie powiedziałam im, że będę uczestniczyć w Głodowych Igrzyskach. Dowiedzą się, gdy się zgłoszę. Czuję ból w moim sercu, jak bym straciła kawałek siebie. W końcu jestem tylko dzieckiem, a zostanę maszyną do zabijania. W końcu to dla rodziny. Mój ojciec codziennie rozpacza, słyszę. Nie wiedziałam co zrobić, do tego czasu.
             Bardzo chciałabym porozmawiać z Clato. Znamy się od dawna, on na pewno zrozumie. No i jak w końcu idę tam wygrać, chcę mu powiedzieć co do niego czuję. Jest szósta nad ranem, cisza na polu. Biegnę do Clato. Niespodziewanie widzę jak biegnie do mnie.
-Clato, właśnie miałam do ciebie wpaść!
-No, a ja do ciebie.  Powiedział ucieszony.
     Gdy widzę jego błyszczące niebieskie oczy rozpływam się jak kostka masła nad piecem. Brudnawy Clato. Takiego najbardziej lubiłam. Prawdziwy "mężczyzna" stał tuż obok mnie.
- Co chciałeś mi powiedzieć ? Zapytałam się z uśmieszkiem.
-To poważna sprawa, podjąłem ją ze względu rodziców jak i na ciebie, Clove.
Jego twarz spoważniała patrzył się na mnie tak długi czas. Coraz bardziej się denerwowałam i zaczęłam zadawać bardzo dużo pytań. Zatkało mnie. Zatkały mnie usta Clato. Ciepłe rozluźnione usta Clato. Pocałował mnie. Miałam burzę w głowie, nie wiedziałam o czym myśleć. Byłam bardzo spięta, lecz gdy objął mnie, rozluźniłam się. Trzymaliśmy się za ręce. W końcu wykrztusił to co miał powiedzieć.
-Zgłaszam się na ochotnika. Będę trybutem. Będę walczyć za ciebie, za moją rodzinę, za nas. Wygram Igrzyska Głodowe, przetrwam tą męczarnie, stanę się maszyną do zabijania, ale będę miał ciebie i nasze rodziny. Wygram to dla ciebie, bo cię kocham.
               Gdy usłyszałam to nie wiedziałam co myśleć, popłakałam się. Przytulił mnie, jego ręce były tak umięśnione, że prawie przez nie się udusiłam.
-Ale Clato, to ja chciałam się zgłosić. Zostać trybutem. Walczyć za nas. Walczyć za rodzine.
         Puścił mnie spojrzał się na mnie ze strachem na twarzy. Potrząsnęłam głową, jakby to miało znaczyć, że to zrobię. Objął mnie i zaczął płakać.
- Tylko tak uratujemy nasze rodziny. Uczymy się tego od lat. Powiedziałam
- Może i wygramy, ale jeżeli zostaniemy razem we dwójkę, to co ? Zaczął bardziej płakać.
-Stracimy siebie, na zawsze.
-Ale przez to straciliśmy swoje dzieciństwo, żeby walczyć za innych. Również spotkaliśmy się. Znamy się tyle lat. Ja wiem, że zostaniesz trybutem, a ty wiesz, że ja nim zostane. Mamy takie charaktery i się nie poddamy.
               Gdy skończyliśmy rozmowę wzięliśmy się za ręce i poszliśmy w stronę pracowni. Było tam ciepło, wręcz gorąco. Pracował tam tata Clato. Silny wysoki mężczyzna podszedł do nas pytając się:
-Czego tu szukacie ? Potrzebujecie czegoś ? Uśmiechnął się.
-Nie, po prostu odwiedziliśmy cię.
-Poczekajcie mam sprawę.Zaraz wrócę do rozmowy dzieciaki. Jakiś mężczyzna obok zaczął do niego coś mówić.
                Rozmawiali niezwykle długo, lecz nie przeszkadzało nam to, byliśmy razem. Rozmawialiśmy o głupotach typu co dzisiaj masz na obiad, czy ile pompek zrobiłeś. Po dłuższej pogawędce ojciec Clato odwrócił się, spojrzał na nasze dłonie i powiedział.
- O widzę, że nowa parka. Wiedziałem, że będziecie razem. Gratulacje.
- Dziękujemy. Powiedzieliśmy uśmiechając się.
- Dobra idźcie już, bo mam dużo pracy.
                Na zewnątrz było zimno, taka szybka zmiana temperatury dawała mocno w kość. Szliśmy prosto, nie rozmawiając. Napawaliśmy się chwilami, które razem spędzaliśmy. Zapewne pójdziemy do Clato. Ma swój pokój, będziemy mogli sobie porozmawiać. Nie musieliśmy rozmawiać, żeby się zrozumieć. Poszliśmy do niego. Ściągnęłam buty, on również. W pokoju miał wielki gruby koc na łóżku. Przykryliśmy się nim i obejmowaliśmy. Rozmawialiśmy o wszystkim. Zostanę u niego do wieczora, może zanocuję. 
                  Mam szczęście. Znam wspaniałego chłopaka, który mnie kocha nad życie. Mam rodzine która mnie kocha. Tylko to, że wszystkich mogę stracić, na zawsze...

Zdjęcia, które lubię.











Takie tam zdjęcia, które najbardziej lubię, z mojego fp Keep Calm and Win The Hunger Games :)

Part I- Tresh i Rue

Rue i Tresh

I

              Dzisiaj było stosunkowo ciepło. Ubrałam się jak zawsze, tylko te ciuchy miałam. Krótkie spodenki, podziurawiony t-shirt były bardzo wygodne. Z pustym brzuchem poszłam do sadu, zbierać owoce. Nigdy nie odważyłam się zjeść owoc, lecz byłam tak głodna i było tak ciepło, że się odważyłam. Pomarańcza. Piękny zapach rozproszył się po całym lesie. Ludzie zaniepokoili się, że ktoś złamał zakaz. Nie przewidywali, że to ja. Weszłam na czubek drzewa i rozkoszowałam się pysznym owocem. Po chwili usłyszałam swoje imię:
-Ruuuueeee !!!! 
        Tresh. Jak zawsze, wołał mnie. Uwielbiam go. Codziennie się spotykamy przy wyjściu z dystryktu. Czasami umieliśmy chodzić do tej godziny, aż strażnicy pokoju popędzali nas do domów. Kochałam go jak brata, był moim wsparciem, szczęściem. Zawsze mi pomagał w zbieraniu owoców. Czasami wykonywał za mnie prace. Był dla mnie bardzo dobry. Dzisiaj pokonał swój strach, wspinanie się po drzewach. Zawsze go do tego namawiałam, trzeba przezwyciężać, tego czego się boisz. Wydawałoby się. że umięśniony silny chłopak, nie boi się niczego. Zaimponował mi. Wyobraźcie sobie, że wszedł na sam czubek, tam gdzie ja ! 
- Widzisz udało mi się ! Powiedział.
-Świetnie, a teraz najfajniejsze! Zadowolona skoczyłam na niższe rozgałęzienie.
-Kosogłosy ! Uwielbiam ich słuchać. Powiedział zamarzony.
-To teraz one posłuchają ciebie.
Gdy zaczął gwizdać nastała cisza, ludzie się uśmiechali. Po pięknym utworze Tresha, zaczęły śpiewać kosogłosy, jeszcze piękniej niż on. Jedenasty dystrykt jakby pojaśniał, rozweselił się.
-Ćwiczyłem cały tydzień. Pochwalił się. 
- Bardzo ładnie ci wyszło, nauczysz mnie kiedyś.
- Dobra. Powiedział wyskakując na dół- na ziemie.
Zaczęłam 'śpiewać' swój utwór na zakończenie dnia, na koniec pracy. Zeszlam z drzewa i poszłam do domu. Jak zawsze na kolacje była kasza. Choć znudziła mi się już, uwielbiam jej zapach. Moja mama tak dobrze gotuję. Chcialabym gotować jak ona. Zamieszkać z Tresha rodziną, swoją i mieć wielki dom. Moje marzenia. Są nie możliwe, ale piękne. 

 

Welcome

Mój nowy blog, zapraszam. Fan fiction, inne opowiadania :) Lubie ogólnie sztukę, zajmuję się nią. Rysuję, szkicuję, maluję, piszę. Zakładam go ponieważ lubię pisać i chciałabym wam pokazać, żebyście ocenili. Proszę o  wyrozumiałość i dzięki, że zaczynacie czytać.


IF YOU SPEAK ENGLISH, PLEASE OPEN GOOGLE TRANSLATE ( NORMAL POSTS SOON)