wtorek, 29 października 2013

Clove i Cato part IV

                   Jestem na arenie. Otwieram oczy a koło mnie pełno zabitych osób. Spoglądam na moje ręce. Trzymam w nich dwa noże. Zaczynam krzyczeć, rzucam noże na ziemie. Obok mnie jest pełno dzieci we krwi. To ja je zabiłam ? Czy to ja ? Bum. Huk armaty. Z daleka widzę jak Cato pada na ziemie, a koło niego stoi Katniss, ta z 12. Zadźgała go.
-Cato ! Krzyczę, biegnąc do niego.
On umrze, zostanę sama na arenie. Muszę go pomścić... Gdy dobiegam do niego Katniss już uciekła, a ja klękam i zaczynam się na niego patrzeć. Cały zakrwawiony otwiera oczy i mówi.
-Clove, ja umieram.
Miałam łzy w oczach, ale starałam się je stłumić.
-Nie nie możesz, nie pozwalam ci, nie zostawisz mnie. Zaczęłam krzyczeć.
W tej chwili poleciała mu krew z ust i jego ostatnimi słowami do mnie było:
-Kocham cię Clove.
Potem stracił oddech. Poczułam jak mdleje, ale za chwile ktoś zaczyna szturchać mnie po barku strasznie mocno. Przeszywający ból. Nagle czuję, że zamykają mi się oczy, czuję się jak zapadam się pod ziemię. To Katniss, zabiła mnie.
                   -Clove? Clove ?! Wszystko okej ? Cato szturchnął ją.
Budzę się. Jestem cała spocona . Tak, to był tylko sen. Wszystko było fikcją. Ten koszmar był zadziwiająco realistyczny. Otwieram powieki, nade mną Cato, jego oczy wydawały się zmęczone, zaniepokojone.Dotknął mojego policzka.
-Tak wszystko okej. Po prostu miałam strasznie realistyczny sen. Śniło mi się, że Katniss zabiła ciebie. Widziałam jak umierasz. A potem mnie, czułam jak zapadałam się pod ziemie. Powiedziałam.
Jego oczy dostały błysku w oku.
-Katniss ? Nadal nie pamiętał kto to.
-No ta z dwunastki. Powiedziałam ziewając.
-Clove, ona nie jest niebezpieczna. Ale rozumiem, to był straszny . Też nie chciałbym widzieć jak cię tracę. To byłoby straszne.
Nic nie powiedziałam. Usiadłam spojrzałam się na niego i zaczęły mi płynąć łzy.
Przytulił mnie. Nigdy nie czułam się tak źle. Nawet jeśli mnie miłość życia, czułam że i tak go stracę na zawsze. Nie mogę tego przyjąć.
Płacz znika kiedy delikatnie muska jego usta o moje. Ciepłe, słodkie, delikatne. Właśnie teraz czułam się jak w niebie. Chwilę temu było inaczej, jego dotyk zmienił rzeczywistość. Mogłabym tak wieki. Być z Cato. Rozmawiać, śmiać się, bawić się, przytulać. Ale tak nie będzie.
                     Gdy przyszła pora na śniadanie usiedliśmy wszyscy z całą ekipą. Śniadanie trwało w ciszy. Jak nigdy. Czasami z Cato patrzyliśmy się na siebie. Jakbyśmy nie chcieli tracić ani chwili.
Ten czas , trwa krótko. Niestety. Czuję się okropnie. Wypijam ostatnie łyki herbaty i idę do pokoju się przebrać.
                     Nie ma moich ciuchów z dystryktu, wygodnych znoszonych, nawet jeśli brudnych. Zakładam czarną haftowaną koszulę i granatowe leginnsy. Dziś wieczorem będzie pokaz rydwanów.
Będę musiała porozmawiać ze stylistą.
                      Za chwilę Cato przychodzi, uśmiecha się do mnie, a za chwilę całuję. Zamykamy drzwi na klucz. Chciałabym, żeby ta chwila pocałunku, trwała wiecznie...

1 komentarz:

  1. Fajna notka:) +Obserwuję, tylko dawaj myślniki, gdy bohater skończy mówić:) I zapraszam do mnie http://hellomyfanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń