poniedziałek, 27 maja 2013

Przerwa

Cześć!

          Przez ten tydzień niestety nic nie będę pisać, gdyż wyjeżdżam. Wracam w niedziele 02.06.13. 
Jak wrócę postaram się więcej pisać, teraz nie miałam za dużo czasu, bo miałam pełno sprawdzianów. 
Pozdrawiam ! :)

poniedziałek, 20 maja 2013

Cato i Clove part III

Clove i Cato

III

                 "Zawodowcy". Tak nas nazywają, gdyż sami się zgłosiliśmy. Patrzę po raz kolejny kawałek programu, w którym się zgłaszam. Wyszłam na jakąś idiotkę. Wiedziałam, że Cato zgłosi się również, lecz gdy się zgłosił, zauważyłam przerażenie i łzy w mych oczach. Czuję to do teraz, lecz pociesza mnie Cato, umięśniony lecz delikatny Cato. Siedzimy na fotelu przytulając się do siebie. Nie chcieliśmy tracić ani chwili, chcieliśmy ten czas spędzić ze sobą. Przypominam sobie, że zamienimy się w krótkiej przyszłości w maszyny do zabijania. Ta okropna myśl, prawdziwa myśl, obudziła mnie. Odepchnęłam Cato po czym powiedziałam z uśmiechem:
- Chociaż mamy tutaj pyszne pożywienie i luksus!
- Chociaż to, chociaż to mamy. Uśmiechnął się po czym wstał i wziął kęsa kurczaka.
- Masz jakąś taktykę zabijania? Powiedziałam bezmyślnie. Gdy zgłosiliśmy się jako trybuci, wiemy że jedno z nas zginie, więc słowo śmierć jest dla nas normalne.
- Zamierzam założyć sojusz. Z tobą oczywiście i innymi "zawodowcami". Jak widziałem, w jednym dystrykcie jeszcze się zgłosili.
-A ta z dwunastki ? Ona też się zgłosiła. Może być dobra.
- Ona się zgłosiła, to był nagły przypadek. Powiedział śmiejąc się.
               Uwielbiam Cato, gdy się uśmiecha. Uwielbiam gdy mówi z pełnymi ustami. Jego ciężki głos zdaje się na jeszcze grubszy. Dlaczego, musi się to tak zakończyć ? Przecież wiemy, że jedno z nas zginie, albo nawet zginiemy oboje. Dlaczego myślę o takich rzeczach? Powinnam cieszyć się chwilą, chwilą którą spędzam z Cato.
                 Myślę tak już cały dzień, tylko czasami "budzą" mnie silne ramiona Cato, albo jego usta, gdy całuję mnie w czoło. Gdy zbliżał się wieczór, kazali nam iść do osobnych pokoi, lecz nie słuchalismy się- spędzaliśmy noc razem. W dzisiejszą noc buziaków nie zabrakło. To chyba była noc, której nie zapomne. Siedzieliśmy w oknie przytuleni. Co jakiś czas Cato całował mnie. Było pięknie.
Jutro jest prezentacja z rydwanami. Coraz bliżej Igrzysk. Coraz bliżej koniec.

wtorek, 14 maja 2013

Part III- Rue i Tresh

Rue i Tresh

III

              Jest już rano. Pozwalam sobie dzisiaj na dłuższe spanie. Nikt dzisiaj nie ma zamiaru tak wcześnie wstać. Nikt nie jest w nastroju, przecież dziś są dożynki. Dziś nawet nie chce mi się wyjść na dwór. Wolałabym siedzieć w domu, w ciszy, samotnie. Każdy dziś rozmyśla, ja również. Moja mama jak zwykle śpiewa pod nosem, lecz dziś inne smutniejsze piosenki. Boję się, że jeśli zostane wybrana, stracę wszystko, Tresha, moich braci, rodzinę. 
              W końcu wstałam, nie lubię długo leżeć po spaniu. Dziś muszę się wyszorować, rozczesać moje okropne kołtuny, pozdrapywać brud z pod długich paznokci i założyć białą sukienkę wraz z jasnymi bucikami. Lakierowe buciki. Należały do mojej mamy, gdy była mała. Uwielbiałam je, były takie wygodne. Gdy przygotowałam się, czas było na rozmyślanie. Mnie to się nie dotyczyło. Ja nadużyłam limit rozmyślania. Jeżeli wybraliby mnie, to prędzej umarłabym psychicznie, niż ktoś zadźga mnie nożem.
              Jestem już przed placem, gdy nagle podbiega do mnie Tresh. Przytula mnie. Czuje jego drżące mięśnie. On też się boi, że zostanie wylosowany. A co jeśli to on zostanie wylosowany ? Z kim będę się codziennie widywać ? Do kogo będę się przytulać na pożegnanie ? To pytania, które sobie zadaję od początku tygodnia. Nie przeżyłabym tego. Wzdrygam się na tą myśl, po czym mówię do Tresha:
-Będzie dobrze. Pokiwałam głową.
-Wiem, ale ... boję się. W jego oczach były łzy.
            Oboje przeczuwaliśmy, że coś dziś się stanie. Wiedzieliśmy, że będziemy zdani tylko na siebie. Wiedzieliśmy, że za niedługo nasze życie straci sens. Będziemy walczyć na śmierć i życie, a oglądać będą to okropni kapitolończycy, których szczerze nienawidzę. Uważają to za zabawę, stawiają na nas, jak na jakiś meczach. Jeżeli miałabym odwagę i taką możliwość, zabiłabym ich.
              Stajemy w grupkach, dziewczynki po lewej, chłopcy po prawej. Z przodu najmłodsi, z tyłu najstarsi. Stałam w pierwszym rzędzie, a Tresh w piątym. Nastała cisza, przyszedł burmistrz i Anasthasia- kobieta, która wyłowywała trybutów. Po niej przyszedł mentor Justin. Starszy facet z długimi czarnymi włosami. Gdy wszyscy usiedli, burmistrz wstał i powiedział nam dlaczego tu jesteśmy. Jego też nudziło, lecz starał się to ukryć. Nie dziwię mu się, jeżeli jest z bogatej rodziny i nigdy nie został wylosowany. Potem podeszła Anasthasia i zaczęła losować karteczkę dziewczyn. Nastała głucha cisza. Słyszałam jak oddychałam. Spokojnie, wolno. Aż za wolno. Usłyszałam w końcu rozdarcie karteczki. W końcu powiedziała "Rue...." Gdy usłyszałam moje imię, jakby ogłupiałam, ogłuchnęłam. Nic nie słyszałam. Spojrzałam się na Tresha. Miał łzy w oczach ale pokazał mi pięść- oznaczało to, żebym się trzymała. Poszłam w strone schodków. Kręciło mi się w głowie, ale musiałam iść. Stałam na środku nie odzywając się. Widziałam moją mamę i tatę, płaczących. Tęsknię już za nimi. Tęsknie za ich ciepłymi rękoma, za ciepłym, ale małym domem. Tęsknie. Miałam ciągle zamknięte oczy. Po chwili usłyszałam imię Tresh. Tymbardziej zatkało mnie, miałam oczy pełne łez. To był najgorszy dzień w moim krótkim życiu.
            Zostałam wylosowana. Tresh też. Czułam się okropnie. Dopiero obudziły mnie piski Anasthasi. Prosiła nas, żebyśmy podali sobie dłonie. Woleliśmy się przytulić, lecz nie zrobiliśmy tego. Kapitolyńczycy uważaliby nas za jakiś kochanków, a tego nie chcemy.
          Po tym krótkim geście, spojrzeliśmy sobie w oczy, mówiąc szeptem "Będzie dobrze..."
Życie. Życie, tak szybko się kończy.

czwartek, 9 maja 2013

Opowiadanie o Cato i Clove- Part II

Cato i Clove

II

            Nadszedł ten dzień. Dzień dożynek. Dzień, w którym zgłoszę się z Clato na ochotnika do Igrzysk. Byłam gotowa. Czułam jak rozpierają mnie emocje. W pewnej chwili pomyślałam sobie: ,,A co jeśli nie wygram? Stracę wtedy Clato i moją rodzinę na zawsze.” Na szczęście moje myśli przerwała mama, która przyniosła mi piękną sukienkę. Ubrałam się, uczesałam.

- Jesteś piękna kochanie – powiedziała.

- Dziękuję – odrzekłam. Poszłam spotkać Clato przy jego domu.

- Chodźmy – powiedział. Chwyciliśmy się za ręce i poszliśmy na dożynki.

- Zobaczymy się później – rzekł po czym mnie pocałował i odszedł. Serce podeszło mi do gardła. Bałam się. Bałam się, że się nie uda. Wtem usłyszałam słowa przed wylosowaniem dziewcząt przez naszego mentora, Raymunda. Zaczekałam na najcichszy moment i kilka sekund przed przeczytaniem nazwiska krzyknęłam:

- Zgłaszam się na ochotnika! Chcę być trybutem!

Wszyscy się na mnie patrzyli. Weszłam na podest. Widziałam moich rodziców, widziałam jak mojej mamie chce się płakać. Uśmiechnęłam się do nich i wyszeptałam: ,,Będzie dobrze…”. Musi być dobrze. Potem miało się odbyć losowanie wśród chłopców. Tak samo jak ja, kilka sekund przed przeczytaniem nazwiska zgłosił się Cato:

- Chcę zostać trybutem!

         Widziałam zapłakane twarze jego rodziców. Jego twarz wyrażała wiele uczuć: strach, pewność, radość i na końcu smutek. Byłam pewna, że tak jak ja bał się, co będzie gdy nie wygramy, gdy wszystko stracimy, stracimy siebie...

środa, 8 maja 2013

Part II - Rue i Tresh.

Rue i Tresh

II

              Igrzyska. Wylosowali mnie. Nikt za mnie się nie zgłosił. Tresh nie mógł, jest chłopakiem. Za chwilę Tresh zostaje wylosowany. On też, on też będzie walczył, zabijemy się nawzajem ? Zaczęłam płakać. Nagle usłyszałam głośny krzyk.
-Rueeeee! Wstawaj już ! Krzyczał mój brat.
To był tylko sen, wszystko dobrze- powtarzałam w myślach. Miałam strach w oczach, ten ranek nie był jednym z najlepszych. Staram się nie myśleć o igrzyskach. Jest tyle dzieci w dystrykcie, i to mnie wylosują? Jest to możliwe, lecz nie pewne. Nie gdybam, bo jeszcze coś zapowiem. Jeżeli wylosowany byłby mój brat, weszłabym za niego. Mam tyle samo lat co on, lecz jestem sprawniejsza, więcej przeżyłam. To ja pracuję. Pomagam mamie jak mogę, jak i również rodzicom Tresha, czasami dostarczam im trochę owoców. Staram się jak mogę, próbuję nie myśleć o tym. Dzisiaj wolny dzień, czas pozwiedzać nowe drzewa. Uwielbiam się wspinać jak najwyżej. Sztuką jest wspinanie się po cichu i sprytnie, uczę się tego- idzie mi coraz lepiej. Tresh też próbuję, dla mnie, żebym nie chodziła ciągle smutna. Każdy mi mówi, że w uśmiechu mi do twarzy. Jak narazie nie mam się z czego uśmiechać. No może są chwile gdy się uśmiecham- gdy widzę moją mamę uśmiechniętą, Tresha mojego przyjaciela i małe dzieciaki, które biegają- przypominają mi jak ja byłam taka mała, jak było beztrosko. 
            Dzisiaj tatuś przyniósł nam świeże bułeczki na śniadanie. Pachniały przepięknie. Zawsze były na jakieś święta, lub urodziny, ale akurat dzisiaj nie było jakiegoś specjalnego dnia. Ucieszyłam się, z chęcią zjadłam swój kawałek. 
-Z jakiej okazji przyniosłeś nam pyszne bułki ? Powiedziałam z pełnymi ustami.
- Rue! Z pełnymi ustami się nie mówi ! Powiedziała mama.    Słyszę to bardzo często, więc nie stresowałam się tym. 
- Mój znajomy miał na ubytku, to mi dał. Powiedział ucieszony.
-To bardzo miło z jego strony. Powiedziała mama.
             Gdy mamy w domu chleb, jesteśmy bardzo weseli gdyż bardzo rzadko go jadamy. Mam dwanaście lat a w swoim życiu jadłam go z 10 razy. Ma piękny zapach, trudno się oprzeć. 
           Jak zjadłam podziękowałam i poszłam się przebrać. Moje szorty i podziurawiona bluzka- uwielbiam ten wygodny strój, chociaż mam tylko ten. Wyszłam z domu i pobiegłam w stronę domku Tresha. Był malutki, aż dziwię się że cała rodzina się tam pomieściła. Zapukałam.
-Tresh? Idziesz się po wspinać ?
-Jasne ! Tylko się ubiorę. Powiedział otwierając mi drzwi.
Jak na mały domek, było tam dużo miejsca, trzy łóżka z drewna i mała łazieneczka. 
-To gdzie idziemy? Powiedział zakładając bluzkę.
- Na drzew, których nie znam. Trzeba coś pozwiedzać przed dożynkami. To już jutro. Uśmiechnęłam się, lecz po chwili przestałam, gdyż nie powiedziałam coś miłego. W końcu to dożynki.
-No dobra, to idziemy.
           Pustka w naszym dystrykcie. Jak na razie wszyscy  śpią, albo pracują. My mamy wolne, na szczęście. Poszliśmy w głąb sadu, tam gdzie nigdy nie chodziliśmy. Przeszliśmy koło znajomych pracowników, przywitaliśmy się przyjaźnie, chociaż zdawaliśmy sobie, że już jutro ktoś z nas będzie na igrzyskach. Dziś, już ludzie nie śmiali się, gdy zbierali owoce. Stali cicho zrywając owoc po owocu. Każdy rozmyśla- A jeżeli będę to ja ? A jeżeli będzie to moja córka ? A jeżeli będzie to mój syn ? To moje pierwsze w życiu dożynki, więc nie wiem jak tam jest. Oczywiście oglądałam je w starym telewizorze, lecz to nie to samo. Boje się.
          Doszliśmy do największego drzewa, które widziałam, Liście były duże a gałęzie grube i twarde.
-To tu chcę się dziś wspiąć. Powiedziałam śmiejąc się.
Tresh zdziwił się, że chce wejść na takie wysokie drzewo, lecz i tak spodziewał się tego.
-No dobra, dasz radę.
-Na pewno dam radę! Krzyknęłam uśmiechając się.
          Wspięłam się. Dałam radę. Trudno było, ale jest pięknie. Czuję jakbym dotykała chmur, jestem tak wysoko. Widzę z daleka cały dystrykt a za nim same pola. A co jest za polami ? Następne dystrykty- pomyślałam. A jak tam jest? Może to tam jest lepiej, żyję się im lepiej. Mają zawsze pokarm i nie mają aż tak ostrych strażników. Rozmyślałam tak cały dzień, a w oddali słyszałam kosogłosy. To Tresh wszedł na niższe drzewo i śpiewa. Robiło się ciemno, zeszłam kierowałam się w stronę domu. Tresh też mnie dogonił. Szliśmy w ciszy. Wiedzieliśmy, że dożynki się zbliżają. Przytuliliśmy się na pożegnanie. 
           Zjadłam w ciszy kolacje. Myślałam o wszystkim. A jeżeli to zostanę ja wylosowana ? Nie wiem co zrobię. Miałam łzy w oczach. Położyłam się, otuliłam kocem. To już jutro. Jutro losowanie...

wtorek, 7 maja 2013

Opowiadanie o Clato i Clove


Clato i Clove

I

             Codziennie wcześnie wstać, nie poddawać się, walczyć. To były moje zadania, których trzymałam się zawsze. Przemywam twarz postanawiając: Zostanę trybutem. Zostanę ochotnikiem. Tyle ćwiczyłam, żeby w końcu to wygrać i dać pieniądze rodzicom. Czułam się z tym faktem okropnie, lecz uczyłam się od dziecka zabijać. Jak miło wspominać, jak byłam mała razem z Clato walczyliśmy na długie kości. Chciałabym wrócić do tych czasów. Było beztrosko i byłam zawsze zadowolona. Nie czułam, że rodzice mnie potrzebują. Gdy stałam się doroślejsza, zobaczyłam, że jest coraz gorzej, chociaż do Dystrykt 2. Nie powiedziałam im, że będę uczestniczyć w Głodowych Igrzyskach. Dowiedzą się, gdy się zgłoszę. Czuję ból w moim sercu, jak bym straciła kawałek siebie. W końcu jestem tylko dzieckiem, a zostanę maszyną do zabijania. W końcu to dla rodziny. Mój ojciec codziennie rozpacza, słyszę. Nie wiedziałam co zrobić, do tego czasu.
             Bardzo chciałabym porozmawiać z Clato. Znamy się od dawna, on na pewno zrozumie. No i jak w końcu idę tam wygrać, chcę mu powiedzieć co do niego czuję. Jest szósta nad ranem, cisza na polu. Biegnę do Clato. Niespodziewanie widzę jak biegnie do mnie.
-Clato, właśnie miałam do ciebie wpaść!
-No, a ja do ciebie.  Powiedział ucieszony.
     Gdy widzę jego błyszczące niebieskie oczy rozpływam się jak kostka masła nad piecem. Brudnawy Clato. Takiego najbardziej lubiłam. Prawdziwy "mężczyzna" stał tuż obok mnie.
- Co chciałeś mi powiedzieć ? Zapytałam się z uśmieszkiem.
-To poważna sprawa, podjąłem ją ze względu rodziców jak i na ciebie, Clove.
Jego twarz spoważniała patrzył się na mnie tak długi czas. Coraz bardziej się denerwowałam i zaczęłam zadawać bardzo dużo pytań. Zatkało mnie. Zatkały mnie usta Clato. Ciepłe rozluźnione usta Clato. Pocałował mnie. Miałam burzę w głowie, nie wiedziałam o czym myśleć. Byłam bardzo spięta, lecz gdy objął mnie, rozluźniłam się. Trzymaliśmy się za ręce. W końcu wykrztusił to co miał powiedzieć.
-Zgłaszam się na ochotnika. Będę trybutem. Będę walczyć za ciebie, za moją rodzinę, za nas. Wygram Igrzyska Głodowe, przetrwam tą męczarnie, stanę się maszyną do zabijania, ale będę miał ciebie i nasze rodziny. Wygram to dla ciebie, bo cię kocham.
               Gdy usłyszałam to nie wiedziałam co myśleć, popłakałam się. Przytulił mnie, jego ręce były tak umięśnione, że prawie przez nie się udusiłam.
-Ale Clato, to ja chciałam się zgłosić. Zostać trybutem. Walczyć za nas. Walczyć za rodzine.
         Puścił mnie spojrzał się na mnie ze strachem na twarzy. Potrząsnęłam głową, jakby to miało znaczyć, że to zrobię. Objął mnie i zaczął płakać.
- Tylko tak uratujemy nasze rodziny. Uczymy się tego od lat. Powiedziałam
- Może i wygramy, ale jeżeli zostaniemy razem we dwójkę, to co ? Zaczął bardziej płakać.
-Stracimy siebie, na zawsze.
-Ale przez to straciliśmy swoje dzieciństwo, żeby walczyć za innych. Również spotkaliśmy się. Znamy się tyle lat. Ja wiem, że zostaniesz trybutem, a ty wiesz, że ja nim zostane. Mamy takie charaktery i się nie poddamy.
               Gdy skończyliśmy rozmowę wzięliśmy się za ręce i poszliśmy w stronę pracowni. Było tam ciepło, wręcz gorąco. Pracował tam tata Clato. Silny wysoki mężczyzna podszedł do nas pytając się:
-Czego tu szukacie ? Potrzebujecie czegoś ? Uśmiechnął się.
-Nie, po prostu odwiedziliśmy cię.
-Poczekajcie mam sprawę.Zaraz wrócę do rozmowy dzieciaki. Jakiś mężczyzna obok zaczął do niego coś mówić.
                Rozmawiali niezwykle długo, lecz nie przeszkadzało nam to, byliśmy razem. Rozmawialiśmy o głupotach typu co dzisiaj masz na obiad, czy ile pompek zrobiłeś. Po dłuższej pogawędce ojciec Clato odwrócił się, spojrzał na nasze dłonie i powiedział.
- O widzę, że nowa parka. Wiedziałem, że będziecie razem. Gratulacje.
- Dziękujemy. Powiedzieliśmy uśmiechając się.
- Dobra idźcie już, bo mam dużo pracy.
                Na zewnątrz było zimno, taka szybka zmiana temperatury dawała mocno w kość. Szliśmy prosto, nie rozmawiając. Napawaliśmy się chwilami, które razem spędzaliśmy. Zapewne pójdziemy do Clato. Ma swój pokój, będziemy mogli sobie porozmawiać. Nie musieliśmy rozmawiać, żeby się zrozumieć. Poszliśmy do niego. Ściągnęłam buty, on również. W pokoju miał wielki gruby koc na łóżku. Przykryliśmy się nim i obejmowaliśmy. Rozmawialiśmy o wszystkim. Zostanę u niego do wieczora, może zanocuję. 
                  Mam szczęście. Znam wspaniałego chłopaka, który mnie kocha nad życie. Mam rodzine która mnie kocha. Tylko to, że wszystkich mogę stracić, na zawsze...

Zdjęcia, które lubię.











Takie tam zdjęcia, które najbardziej lubię, z mojego fp Keep Calm and Win The Hunger Games :)

Part I- Tresh i Rue

Rue i Tresh

I

              Dzisiaj było stosunkowo ciepło. Ubrałam się jak zawsze, tylko te ciuchy miałam. Krótkie spodenki, podziurawiony t-shirt były bardzo wygodne. Z pustym brzuchem poszłam do sadu, zbierać owoce. Nigdy nie odważyłam się zjeść owoc, lecz byłam tak głodna i było tak ciepło, że się odważyłam. Pomarańcza. Piękny zapach rozproszył się po całym lesie. Ludzie zaniepokoili się, że ktoś złamał zakaz. Nie przewidywali, że to ja. Weszłam na czubek drzewa i rozkoszowałam się pysznym owocem. Po chwili usłyszałam swoje imię:
-Ruuuueeee !!!! 
        Tresh. Jak zawsze, wołał mnie. Uwielbiam go. Codziennie się spotykamy przy wyjściu z dystryktu. Czasami umieliśmy chodzić do tej godziny, aż strażnicy pokoju popędzali nas do domów. Kochałam go jak brata, był moim wsparciem, szczęściem. Zawsze mi pomagał w zbieraniu owoców. Czasami wykonywał za mnie prace. Był dla mnie bardzo dobry. Dzisiaj pokonał swój strach, wspinanie się po drzewach. Zawsze go do tego namawiałam, trzeba przezwyciężać, tego czego się boisz. Wydawałoby się. że umięśniony silny chłopak, nie boi się niczego. Zaimponował mi. Wyobraźcie sobie, że wszedł na sam czubek, tam gdzie ja ! 
- Widzisz udało mi się ! Powiedział.
-Świetnie, a teraz najfajniejsze! Zadowolona skoczyłam na niższe rozgałęzienie.
-Kosogłosy ! Uwielbiam ich słuchać. Powiedział zamarzony.
-To teraz one posłuchają ciebie.
Gdy zaczął gwizdać nastała cisza, ludzie się uśmiechali. Po pięknym utworze Tresha, zaczęły śpiewać kosogłosy, jeszcze piękniej niż on. Jedenasty dystrykt jakby pojaśniał, rozweselił się.
-Ćwiczyłem cały tydzień. Pochwalił się. 
- Bardzo ładnie ci wyszło, nauczysz mnie kiedyś.
- Dobra. Powiedział wyskakując na dół- na ziemie.
Zaczęłam 'śpiewać' swój utwór na zakończenie dnia, na koniec pracy. Zeszlam z drzewa i poszłam do domu. Jak zawsze na kolacje była kasza. Choć znudziła mi się już, uwielbiam jej zapach. Moja mama tak dobrze gotuję. Chcialabym gotować jak ona. Zamieszkać z Tresha rodziną, swoją i mieć wielki dom. Moje marzenia. Są nie możliwe, ale piękne. 

 

Welcome

Mój nowy blog, zapraszam. Fan fiction, inne opowiadania :) Lubie ogólnie sztukę, zajmuję się nią. Rysuję, szkicuję, maluję, piszę. Zakładam go ponieważ lubię pisać i chciałabym wam pokazać, żebyście ocenili. Proszę o  wyrozumiałość i dzięki, że zaczynacie czytać.


IF YOU SPEAK ENGLISH, PLEASE OPEN GOOGLE TRANSLATE ( NORMAL POSTS SOON)