środa, 8 maja 2013

Part II - Rue i Tresh.

Rue i Tresh

II

              Igrzyska. Wylosowali mnie. Nikt za mnie się nie zgłosił. Tresh nie mógł, jest chłopakiem. Za chwilę Tresh zostaje wylosowany. On też, on też będzie walczył, zabijemy się nawzajem ? Zaczęłam płakać. Nagle usłyszałam głośny krzyk.
-Rueeeee! Wstawaj już ! Krzyczał mój brat.
To był tylko sen, wszystko dobrze- powtarzałam w myślach. Miałam strach w oczach, ten ranek nie był jednym z najlepszych. Staram się nie myśleć o igrzyskach. Jest tyle dzieci w dystrykcie, i to mnie wylosują? Jest to możliwe, lecz nie pewne. Nie gdybam, bo jeszcze coś zapowiem. Jeżeli wylosowany byłby mój brat, weszłabym za niego. Mam tyle samo lat co on, lecz jestem sprawniejsza, więcej przeżyłam. To ja pracuję. Pomagam mamie jak mogę, jak i również rodzicom Tresha, czasami dostarczam im trochę owoców. Staram się jak mogę, próbuję nie myśleć o tym. Dzisiaj wolny dzień, czas pozwiedzać nowe drzewa. Uwielbiam się wspinać jak najwyżej. Sztuką jest wspinanie się po cichu i sprytnie, uczę się tego- idzie mi coraz lepiej. Tresh też próbuję, dla mnie, żebym nie chodziła ciągle smutna. Każdy mi mówi, że w uśmiechu mi do twarzy. Jak narazie nie mam się z czego uśmiechać. No może są chwile gdy się uśmiecham- gdy widzę moją mamę uśmiechniętą, Tresha mojego przyjaciela i małe dzieciaki, które biegają- przypominają mi jak ja byłam taka mała, jak było beztrosko. 
            Dzisiaj tatuś przyniósł nam świeże bułeczki na śniadanie. Pachniały przepięknie. Zawsze były na jakieś święta, lub urodziny, ale akurat dzisiaj nie było jakiegoś specjalnego dnia. Ucieszyłam się, z chęcią zjadłam swój kawałek. 
-Z jakiej okazji przyniosłeś nam pyszne bułki ? Powiedziałam z pełnymi ustami.
- Rue! Z pełnymi ustami się nie mówi ! Powiedziała mama.    Słyszę to bardzo często, więc nie stresowałam się tym. 
- Mój znajomy miał na ubytku, to mi dał. Powiedział ucieszony.
-To bardzo miło z jego strony. Powiedziała mama.
             Gdy mamy w domu chleb, jesteśmy bardzo weseli gdyż bardzo rzadko go jadamy. Mam dwanaście lat a w swoim życiu jadłam go z 10 razy. Ma piękny zapach, trudno się oprzeć. 
           Jak zjadłam podziękowałam i poszłam się przebrać. Moje szorty i podziurawiona bluzka- uwielbiam ten wygodny strój, chociaż mam tylko ten. Wyszłam z domu i pobiegłam w stronę domku Tresha. Był malutki, aż dziwię się że cała rodzina się tam pomieściła. Zapukałam.
-Tresh? Idziesz się po wspinać ?
-Jasne ! Tylko się ubiorę. Powiedział otwierając mi drzwi.
Jak na mały domek, było tam dużo miejsca, trzy łóżka z drewna i mała łazieneczka. 
-To gdzie idziemy? Powiedział zakładając bluzkę.
- Na drzew, których nie znam. Trzeba coś pozwiedzać przed dożynkami. To już jutro. Uśmiechnęłam się, lecz po chwili przestałam, gdyż nie powiedziałam coś miłego. W końcu to dożynki.
-No dobra, to idziemy.
           Pustka w naszym dystrykcie. Jak na razie wszyscy  śpią, albo pracują. My mamy wolne, na szczęście. Poszliśmy w głąb sadu, tam gdzie nigdy nie chodziliśmy. Przeszliśmy koło znajomych pracowników, przywitaliśmy się przyjaźnie, chociaż zdawaliśmy sobie, że już jutro ktoś z nas będzie na igrzyskach. Dziś, już ludzie nie śmiali się, gdy zbierali owoce. Stali cicho zrywając owoc po owocu. Każdy rozmyśla- A jeżeli będę to ja ? A jeżeli będzie to moja córka ? A jeżeli będzie to mój syn ? To moje pierwsze w życiu dożynki, więc nie wiem jak tam jest. Oczywiście oglądałam je w starym telewizorze, lecz to nie to samo. Boje się.
          Doszliśmy do największego drzewa, które widziałam, Liście były duże a gałęzie grube i twarde.
-To tu chcę się dziś wspiąć. Powiedziałam śmiejąc się.
Tresh zdziwił się, że chce wejść na takie wysokie drzewo, lecz i tak spodziewał się tego.
-No dobra, dasz radę.
-Na pewno dam radę! Krzyknęłam uśmiechając się.
          Wspięłam się. Dałam radę. Trudno było, ale jest pięknie. Czuję jakbym dotykała chmur, jestem tak wysoko. Widzę z daleka cały dystrykt a za nim same pola. A co jest za polami ? Następne dystrykty- pomyślałam. A jak tam jest? Może to tam jest lepiej, żyję się im lepiej. Mają zawsze pokarm i nie mają aż tak ostrych strażników. Rozmyślałam tak cały dzień, a w oddali słyszałam kosogłosy. To Tresh wszedł na niższe drzewo i śpiewa. Robiło się ciemno, zeszłam kierowałam się w stronę domu. Tresh też mnie dogonił. Szliśmy w ciszy. Wiedzieliśmy, że dożynki się zbliżają. Przytuliliśmy się na pożegnanie. 
           Zjadłam w ciszy kolacje. Myślałam o wszystkim. A jeżeli to zostanę ja wylosowana ? Nie wiem co zrobię. Miałam łzy w oczach. Położyłam się, otuliłam kocem. To już jutro. Jutro losowanie...

3 komentarze:

  1. Świetny! Na początku myślałam, że to jakaś marna podróbka Igrzysk Śmierci, lecz po chwili zorientowałam się, że opisujesz historię Rue i bardzo mi sie to spodobało. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z żadnym opowiadaniem o Rue a tu takie świetne opowiadanie o niej. Będę tutaj wpadać, gdyż uwielbiam Igrzyska śmierci ;)
    Zmieniłabym nieco wygląd bloga. Dokładniej, to tło. Pomimo, że bardzo mi się ono podoba to jednak dziewczynka pod drzewem powinna być ciemnoskóra, a twoja jest bialutka. Zmień tylko dziewczynkę, reszta jest super!
    Zapraszam do mnie:
    http://the-free-dream.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Ci bardzo ! Jest mi bardzo miło z tego powodu ;) Na blogu opisuje rowniez jak Clove i Clato się spotkali, ich historię ;) Szablonu wciąż szukam, ten jest na chwilę obecną. Chciałabym znależć coś z Igrzysk Śmierci, ale jak znajduję, po prostu, albo źle wyglądają na moim blogu, albo źle się wgrywają.
    Chętnie obejrze Twój blog ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za odwiedzenia mnie na blogu:) Podziwiam talent do opowiadań!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń