środa, 30 października 2013

Cato i Clove part V

               W końcu jest południe, powoli trzeba się przebierać. Stylista dał nam złote stroje. Takie jakby z czasów rzymskich. Gdy zobaczyliśmy, ciut się śmialiśmy. Ale potem była czysta powaga.
W końcu to ważne, widzowie - kapitolyńczycy, w końcu będą nas wspomagać jeżeli spodobamy się nim. Gdy przebrałam się podeszłam do Cato , z poważną miną:
-I jak wyglądam panie Cato ? Mówiąc to zaczynałam sie śmiać.
-Hahaha, pięknie. Śmiał się do rozpuku.
Przez okno świeciło słońce, więc te metalowe "zbroje" zaczęły się robić coraz cieplejsze. Zaczęliśmy się gotować. Zasłoniliśmy okna i wyszliśmy.
                     Zjechaliśmy windą na sam dół. To były tylko dwa piętra. Musieliśmy troszkę iść w prawo i byliśmy na miejscu. Rydwany były już przygotowane. Przyszliśmy jako pierwsi.
Było tam chłodno. Na szczęście. Gdy chcieliśmy iść, dopiero zrozumieliśmy, że trzymamy się za ręce. One są tak do siebie podobne, tak do siebie pasują, że już nie czujemy, że trzymamy się za ręcę. Dobrze mieć taką dłoń, taką osobę. Ostatni raz przytuliliśmy się, staliśmy przy styliście rozmawiając o bzdurach.
                   Z czasem zeszły się wszystkie dystrykty. Na przeciwko nas akurat była dwunastka. Dlaczego ? Niestety rydwany były ułożone w ogon, czyli my byliśmy pierwsi, a rydwanów było 12, był zawijas, więc rydwan dwunastki był obok nas. Gdy zobaczyłam ich szturchnęłam Cato. Zobaczył ich, zrozumiał co mam na myśli. Założyliśmy ręce na pierś groźnie przyglądając się nim. Gdy się zorientowali,spojrzeli się na nas i za chwile zbyli. Bali się nas, a nawet jeśli nie, my wiedzieliśmy że mają uprzedzenie do nas. My mamy już swą taktykę. Zamierzaliśmy przestraszyć większość trybutów. W sumie, to zaprzyjaźniliśmy się już z jedynką. Również zawodowcy. Glimmer, słodka blondyneczka, która groźnie wygląda. Marvel- ciut przygłupi, ale umie władać dobrze mieczem.
Musimy mieć jakieś przymierze, zabijać grupowo.
                  Prezydent Snow zaczął mówić. Nie lubię tego typa, nawet jeśli jestem w 2 dystrykcie. Wiem, że to przez niego są te igrzyska i przez niego tyle umiera dzieci. To nie logiczne. W sumie... Chce pokazać , że ma władzę.
Gdy kończy mowę , konie startują, rydwany zaczynają się poruszać. Puściliśmy ręce spojrzeliśmy się na siebie, potem w przód i jechaliśmy.
Kapitolyńczycy strasznie się ubierają. Faceci na różowo, z fioletowymi włosami, z kontrowersyjnymi ubraniami. Każdy człowiek wygląda jak ufo. Jak nastolatek. Nawet my bardziej mamy porysowaną twarz niż oni. Gdy jechaliśmy bili nam brawa, ale my patrzyliśmy się głęboko w dal. Za chwle słyszymy piski i wrzaski. To dwunastka jedzie. Katniss i jej kolega mają strój a na nim ogień. Zapowiadają się nieźle. Cato mnie rozumie jak do niego szepczę.
-Będzie się trzeba ich pozbyć.
                     Po pokazie, wróciliśmy do pokojów. Wykąpaliśmy się na kolacje. Znów jedliśmy w ciszy. Czasami mój stylista rozmawiał z stylistką Cato to wszystko. Mentor siedział cicho. Nawet nie obchodziło go jak po pokazie. Mieliśmy go dość.
Tym razem Cato poszedł pierwszy. Ja jeszcze zjadłam ciasto, wypiłam herbatę i zaczęłam się zbierać. Ta noc zapowiadała się jak tamta. Nie chcieliśmy aby noc była samotna. W końcu po jutrze idziemy na wojne. Możemy umrzeć.
                    Gdy usiadłam na fotelu, zaczęłam głaskać miękkie przescieradło. Było piękne w dotyku, tak można to nazwać. Jakbym dotykała chmury. W tej chwili zaczęłam myśleć o domu. O rodzicach, którzy jako ostatni się dowiedzieli o mojej chęci bycia trybutem. Zamknęłam oczy, skupiłam wszystkie zmysły. Poczułam zapach świeżego chleba, który Cato przyniósł. "Starczy wam na cały tydzień!" Pamiętam jak to mówił. Kiedy nie wiedzieliśmy o swoich uczuciach, uśmiechał się do mnie, jakby słońce się budziło. Dawało to tak dużo energii.
                     Otworzyłam oczy, obok mnie leżał Cato, uśmiechał się, podparty łokciem .
-Widziałaś siebie w lustrze? Parskął.
-Czy to ma być obraźliwe? Zaniepokoiłam się.
-Nieee. Zaczął się śmiać.
Musnął mi nos. Miałam bitą śmietanę z ciastka na nosie.
- Dobra ta śmietana. Zaczął mówić mlaćkając.
Przez jakiś czas siedziałam i patrzyłam się na niego. Chwilę później, przybliżył się do mnie, musnął jego usta o moje. Jego pocałunek był delikatny, ale zarazem mocny. Z czasem zmieniły się w coraz szybsze, jakbyśmy nie chcieli się stracić. Oderwałam się od niego mówiąc:
-Po jutrze idziemy na arene. Spojrzałam się smutno.
Uśmiechnął się szeroko, tak jak lubię, i powiedział:
-Na razie nie myśl o tym.
Zdziwiłam się jego odpowiedzią.
-To mnie nie pociesza. Powiedziałam ironicznie.
Przyłożył swoją dłoń do mojego policzka i powiedział cicho:
- A to cię pocieszy?
Zaczął mnie całować, znów. Ale tak jak nigdy. Delikatnie, ale łapczywie. Zorientowałam się, że leże na nim. Przytuliłam się do niego. Był taki ciepły. Będę tęsknić za tym ciepłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz