poniedziałek, 24 lutego 2014

Clove i Cato part VII

              Dziś igrzyska, dziś igrzyska, dziś igrzyska. Te słowa bębnią mi w uszach. W sumie to nie wiem co robię. Robię wszystko na byle jak, najadam się do syta. Do Cato się nie odzywam, bo wiem, że też jest oszołomiony. Kilka rozmów z mentorem, oczywiście nie pomógł nam, nie dał wskazówek, wiedziałam że tego nie zrobi. Ja przygotowywałam się psychicznie, wiedziałam że będę musiała zabić dziesiątki osób by wygrać, nawet oddać życie. Wiedziałam, że muszę starać się z całego serca by wygrać, by moja rodzina w końcu nie głodowała.
Myślałam tak, idąc po mieszkaniu, aż wpadłam na Cato, który od razu mnie przytulił. Byliśmy cicho.
Powtórka z rozrywki. Znów przypomina mi się dom, rodzina. Nie, nie, już tak nie mogę. Odchodzę od niego mówiąc, że muszę iść do łazienki iść się umyć.
             Przepłukuję twarz kilka razy, z nadzieją, że to sen. Już drugi dzień nie mogę się z tym oswoić. Dopiero zauważyłam, że jest przede mną lustro. Przez chwilę stałam i patrzyłam się. Wyglądam jak nie ja. Czysta i biała jak nigdy. To nie ja... Opłukuję twarz ponownie i wychodzę.
             Siedząc przy stole, przegryzając coś znowu, słyszę dzwonek. Dźwięk ten oznacza, iż musimy zacząć się zbierać na dół. Stwierdzam, iż powinnam być tam wcześniej, więc żegnam się z wszystkimi, wołam Cato i wychodzę.
            Lecimy najpierw jakimś samolotem, który wiezie nas nie wiadomo dokąd. Widzę wszystkich trybutów. Widzę tą Katniss. Wydaję się bardzo dziwna, ale sądząc po punktach w treningu, musi być bardzo dobra.
            W czasie "wycieczki" zapoznałam się z Marvelem i Glimmer. Zamierzamy z Cato mieć z nimi sojusz by wybić Katniss.
            Gdy już jestem w szatni, patrze się na strój który muszę założyć. Specjalnie ocieplana kurtka, trepy i równie ocieplane spodnie. Strzelam, iż będziemy gdzieś w lesie, albo na zimowym polu.
            Kiedy stylista przychodzi zaczyna coś do mnie mówić, potakuję chociaż i tak nie słucham. Mam wszystko zamazane, czuję się jak bym była na haju. Kręci mi się w głowie, ale przestaje gdy Cato mnie przytula. Nie wiem jak się tu dostał, ale widzę, iż stylista jest mocno wkurzony. Patrzę na niego i mówię:
-Damy radę?
-Oczywiście, że damy; Odpowiedział cicho, po czym pobiegł do drzwi.
Byłam uśmiechnięta, chociaż nie powinnam. Za chwilę przecież wchodzę do windy po śmierć.
           Wchodzę do niej, wygląda jak przezroczysty tunel w górę. Zaczyna się odliczanie. 10 sekund. Patrzę się na stylistę, a on na mnie. Macha mi na pożegnanie i pokazuję, że trzyma kciuki. Winda rusza.
           Jestem w lesie, prawdziwym lesie. Na środku jest róg obfitości, w którym jest wiele mojej ulubionej broni. Wokół mnie jest pełno trybutów. Widzę Katniss. Dobrze by było by ją załatwić na początku. Znów zaczyna się odliczanie. Chce zabrać moje ulubione noże. Widzę Cato, który pokazuje mi, że też chce pobiec po broń.
           Start. Biegnę prosto, biorę plecak i noże. Widzę jak Cato zabija innych trybutów. Na początku jest mi źle z tym, ale po chwili już się przyzwyczajam...
           Biegnę, mam Katniss przed sobą. To moja szansa. Rzucam nóż. Chybiłam. Trafiłam w plecak. Kurcze, będzie miała nóż. Cóż, trudno będzie następny raz. Biegnę dalej, rzucam nóż w jakiegoś trybuta, ciągle słyszę odgłos armaty.
           Gdy tak biegnę, szukam Cato, wszystko mi się miesza. Wpadam na niego. On mnie przytula, zaciska mi dłonie i biegniemy razem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz